Już ponad tydzień od najważniejszego dla rzeszowskiej piłki meczu derbowego w XXI wieku, w którym piłkarze Resovii pokonali po rzutach karnych rywala zza miedzy, dzięki czemu uzyskali promocję do I ligi, w której ostatni raz rzeszowski klub grał 26 lat temu. Wszystko to miało miejsce niemal równe 43 lata od pierwszego w historii meczu Resovii w I lidzie – wtedy II liga. 3 sierpnia 1977 piłkarze Resovii w sowim inauguracyjnym meczu na zapleczu ekstraklasy, zremisowali na stadionie przy obecnej ulicy Wyspiańskiego 22 z GKSem Tychy 1-1. Co ciekawe, w sezonie 2020/21, jednym z rywali biało-czerwonych, będzie właśnie tyski GKS.

Wracając jednak do zakończonego sezonu, to przede wszystkim warto podkreślić raz jeszcze, że Resovia była jedyną drużyną w ligowej stawce, która od pierwszej do ostatniej kolejki zajmowała miejsce w szóstce dającej możliwość gry w barażach. Warto o tym przypominać każdej osobie, która twierdzi, że drużyna z Rzeszowa wygrywając po przerwie spowodowanej COVID-19 tylko jeden mecz, nie zasłużyła na awans – niektórzy obserwatorzy drugoligowych zmagań, tak właśnie twierdzą. Zresztą, każda z drużyn miała swoje problemy, a walka o awans w pewnym momencie przypominał wyścig ślimaków, gdzie jedna drużyna nie potrafiła wykorzystać potknięcia drugiej. Fakt jest taki, że Resovia pomimo złej serii potrafiła w kluczowym momencie obronić swoje miejsce w ligowej tabeli i zagrać w barażach.

Wszystko zaczęło się od wygranej na inaugurację sezonu w Boguchwale, gdzie Resovia zwyciężyła Stal Stalowa Wola 1-3. Następnie remis w Siedlcach z Pogonią, a później dwie efektowne wygrane. Najpierw 3-0 w meczu ze Zniczem Pruszków, w którym piłkarze Resovii wrócili po rocznej nieobecności na swój stadion, a wszystko to dzięki zaangażowaniu kibiców, sponsorów oraz samego klubu. Ozdobą meczu ze Zniczem było trafienie Grzegorza Płatka – chyba jedna z ładniejszych o ile nie najładniejsza bramka wśród zawodników Resovii w zakończonym niedawno sezonie II ligi. Następnie pewna wygrana w Wejherowie z Gryfem i w Rzeszowie zaczęto myśleć o I lidze, chociaż wtedy jeszcze nieśmiało. Ostatecznie podopieczni Szymona Grabowskiego po rundzie jesiennej zajmowali drugą pozycję z 35 punktami na koncie, na które składał się bilans 10-5-2. To tyle samo punktów, co Górnik Łęczna, który wyprzedzał naszą drużynę, dzięki lepszemu bilansowi w meczu bezpośrednim (2-1 dla Górnika).

W rundzie tej, piłkarze Resovii byli między innymi jedyną drużyną, która wywiozła komplet punktów ze stadionu Widzewa Łódź – bramka Radosława Adamskiego w doliczonym czasie, po wcześniejszym rajdzie Serhij Krykuna, to jedna z akcji, którą kibice z Rzeszowa na pewno zapamiętają na długie lata. Walka do końca, to było zresztą coś, co charakteryzowało graczy Sovii, a potwierdzeniem tego niech będą m.in. bramki w końcówkach spotkań, jak w Krakowie z Garbarnią – trafienia w 73 i 90 minucie, które dały trzy punkty. Dodatkowo powrót z Lechem II Poznań od stanu 0-2 do przerwy na 3-2 na koniec meczu, bramka Krykuna w 83 minucie w Polkowicach, która dała ważny punkt w meczu z miejscowym Górnikiem, gol Szymona Fereta w 87 minucie z Elaną Toruń na wagę zywcięstwa, czy w końcu odrobienie dwubramkowej starty z GKSem Katowice – bramka na 2-2 w doliczonym czasie z rzutu karnego. Krótko pisząc, widać było w tych meczach słynny „Resoviacki Charakter”.

Mogło się wtedy wydawać, że piłkarze Resovii powalczą o bezpośredni awans, jednak nieoczekiwanie coś się zacięło, a wszystko to jeszcze jesienią 2019 roku, kiedy to rozegrano trzy mecze awansem – wygrana ze Stalą Stalowa Wola, ale też dwie porażki z Pogonią Siedlce (szczególnie bolesna, bo na własnym boisku) oraz ze Zniczem Pruszków, w Pruszkowie. Dwie porażki na zakończenie ligowych zmagań w 2020 roku nie zmieniły jednak planów i celów, jakim stał się awans do I ligi, o którym zaczęto mówić już śmielej.

W pierwszym ligowym meczu w 2020 roku, Resovia rozbiła u siebie Gryf Wejherowo – był to ostatni mecz, w którym do bramki przeciwnika trafiał Daniel Świderski, który jak wiadomo tego lata przeniósł się z Rzeszowa do Lublina, gdzie w najbliższym sezonie będzie bronił barw Motoru Lublin. I nagle wydarzyło się coś, czego niewielu, albo nikt się nie spodziewał. Resovia nie potrafiła zgarnąć kompletu punktów w jedenastu kolejnych meczach, aż do 19 lipca, kiedy to dzięki trafieniu Maksymiliana Hebla pokonała Widzew Łódź.

Co w tym czasie było najbardziej frustrujące? To, że podopieczni trenera Grabowskiego kompletnie nie przypominali drużyny z 2019 roku, a w szczególności posypała się gra w ofensywie, na połowie przeciwnika, kiedy to brakowało pomysłu na rozegranie kombinacyjnej akcji – poza przebłyskami, jak sytuacja bramkowa w meczu z Górnikiem Polkowice i trafienie Kamila Radulja. Były też trzy kolejne mecze bez bramki, które kończyły się remisem 0-0, a to ponad 270 minut bez gola. Dziś, patrząc na to bardziej optymistycznie, można napisać, że punkty zdobywane za remisy, w dużej mierze pozwoliły na zachowanie miejsca barażowego, a co za tym idzie, dały ostatecznie upragniony i długo wyczekiwany w Rzeszowie awans do I ligi. Wtedy jednak, kibice Resovii mieli prawo do chwili niepewności względem ostatecznego wyniku.

W tym momencie warto zauważyć jedną, ale bardzo ważną rzecz, która szczególnie w Polsce jest rzadko spotykana. O czym mowa? O cierpliwości, a Resovia to dobry przykład na to, że cierpliwość się opłaca. W poprzednim sezonie seria siedmiu meczów bez zwycięstwa na otwarcie sezonu, a wiosną tego roku, aż jedenaście meczów bez wygranej, a pomimo tego nie było żadnych nerwowych ruchów i zmian na ławce trenerskiej. Zarówno Prezes Wojciech Zając oraz jego następca, Jan Bieńkowski ani na chwilę nie zwątpili w Szymona Grabowskiego, a sam trener również wytrzymał bardzo ciężki okres, zarówno w poprzednim, jak i w ostatnim sezonie i finalnie poprowadził nasz zespół do I ligi. To naprawdę warte odnotowania. Słowa uznania należą się także dla osób będących często pomijanych, a więc dla drugiego trenera, Rafała Rajzera, trenera bramkarzy Tomasza Kowalika oraz kierownika drużyny, Stanisława Mandeli.

Jeśli chodzi o ocenę sezonu wśród poszczególnych piłkarzy, to na pewno warto pochwalić Marcela Zapytowskiego, który wiosną wygrał rywalizację w bramce z Wojciechem Danielem i stał się numerem jeden w bramce rzeszowian. Awans, to w dużym stopniu jego zasługa, wszak to właśnie On dwukrotnie okazał się lepszy od swojego visa a vis z bramki przeciwników, w meczach barażowych z Bytovią Bytów oraz Stalą Rzeszów. Sebastian Zalepa oraz Dawid Kubowicz, to bez wątpienia dwaj liderzy naszej defensywy, którzy również są nieocenionym wsparciem dla piłkarzy ofensywnych przy stałych fragmentach. Osobne słowa uznania należą się dla Mateusza Geńca – młody gracz, ale ważna postać w defensywie, a co najważniejsze potrafi poradzić sobie z wieloma dużo bardziej doświadczonymi zawodnikami w lidze.

Nie można oczywiście pominąć Daniela Świderskiego, który był najlepszym strzelcem w zespole – dziewięć bramek, za które trzeba podziękować. Tyle samo trafień ma na koncie Maksymilian Hebel, ale sześć przypada na okres gry w Gryfie. Mimo to, w trudnym okresie na wiosnę, był wyróżniającym się zawodnikiem Resovii, a jego cechą charakterystyczną są dobrej jakości dośrodkowania oraz strzały z rzutów wolnych – przez wielu uważane za najlepsze w II lidze. Oby tak było również na pierwszoligowych boiskach.

Oczywiście podziękowania i słowa uznania za największy sukces dla rzeszowskiej piłki nożnej należą się każdemu zawodnikowi z osobna, ale na to nie starczyłoby nam  „Internetu”, a każdy kibic Resovii na pewno ma swoją osobistą ocenę poszczególnych piłkarzy.

Osobny akapit warto poświęcić rozgrywkom Pucharu Polski, dzięki którym w ostatnich latach do Rzeszowa przyjeżdżają drużyny z Ekstraklasy. Tak było w 2018 roku, kiedy to na stadionie miejskim „Pasiaki” podejmowały w 1/16 Lechię Gdańsk i tak było również w sezonie 2019/20, kiedy to przy Wyspiańskiego nasza drużyna rywalizowała z Lechem Poznań – również w ramach 1/16 Finału. Oba mecze kończyły się porażką, ale doświadczenie zebrane w tych starciach z pewnością przyda się w I lidze, a na całe szczęście to nie koniec, bowiem już za tydzień Resovia zagra z Piastem Gliwice. Tym razem będzie to spotkanie w ramach 1/32 Finału Pucharu Polski.

Czasu na świętowanie niewiele, a w zasadzie, to ten czas już minął…