„W naszej drużynie każdy zasługuje na to, aby grać w pierwszym składzie” – zapraszamy na wywiad z napastnikiem Apklan Resovii Karolem Twardowskim przed meczem z GKS Bełchatów. 

Paweł Bukała: Ciężki bój za nami, z którego w niezwykle dramatycznych okolicznościach wydzieramy cenny punkt. Spotkanie z Sandecją okupione było niezwykłym wysiłkiem, ale także nieugiętą wolą walki. Drużyna w ciężkiej sytuacji, grając w 10 zwarła szeregi i po heroicznym boju zapunktowała. Kolejny mecz w niedzielę, trzeba szybko dojść do siebie…

Karol Twardowski: Owszem, czasu na kompletną regenerację jest mało. Mecz z Sandecją udowodnił raz jeszcze nasz charakter. Po porażce z Sosnowcem ze smutkiem opuszczaliśmy boisko, jednak w naszych głowach już tliła się myśl, iż nie pojedziemy do Nowego Sącza jak na skazanie, bez wiary w zdobycie chociażby punktu. To pozytywne nastawienie dało nam dużo i uskrzydliło w pojedynku na ciężkim terenie.

PB: Na mecz z Sandecją udaliśmy się w mocno przemeblowanym składzie. Było kilka absencji z grona zawodników dotąd występujących w wyjściowej jedenastce. To jednak nie pokrzyżowało naszych planów, wręcz przeciwnie. Ten mecz stał się znakomitą okazją dla innych graczy na pokazanie się.

KT: W naszej drużynie każdy zasługuje na to, aby grać w pierwszym składzie. Każdy z nas jest gotowy. Zmiany traktować można jak jeden za jednego. Nie ma podziału, że ktoś jest gorszy lub lepszy.

PB: Poprzedni mecz zdominowany był wieloma fizycznymi pojedynkami z rywalem. Momentami stawał się rywalizacją czysto siłową, na przetrwanie. Ty znakomicie odnalazłeś się w tej rzeczywistości i…coraz częściej mówi się o Tobie, że stajesz się absolutnym dominatorem środka pola z tendencją ofensywną. Dynamika i szybkość z meczu na mecz coraz lepsza…

KT: Możliwe, że całe życie grałem na złej pozycji (śmiech) i teraz trener ocenił moją przydatność na boku boiska. Historia udowadnia, że takie przetasowania są niezwykle korzystne. Osobiście nie narzekam na siły, bo tymi dysponuje tak samo, jak i dobrymi chęciami. Z pokorą podchodzę do kolejnego wyzwania i nadzieją na dorzucenie trafienia bądź asysty.

PB: Mecz z Bełchatowem określany jest jako kluczowy. My nadal jednak nie zmieniamy podejścia traktując go wyłącznie jako element składowy do finalnego sukcesu. Podkreślamy przy tym kolejny raz, że na nim liga się nie kończy…

KT: Oczywiście. Każdy mecz jest ważny. Pozostaje sześć kolejek, w których może się wszystko wydarzyć. Wygrywając niedzielne spotkanie złapiemy jeszcze głębszy oddech. Faktycznie, to jest dla nas ważny mecz, ale nie najważniejszy. Każdy kolejny jest tym najistotniejszym i właśnie w ten sposób musimy do tego podchodzić.

PB: Mamy świadomość tego, że w Nowym Sączu mogliśmy już w pierwszej połowie „napocząć” rywala. Okazji ku temu było kilka. W kontekście niedzieli musimy na ten aspekt spojrzeć głębiej.

KT: Faktycznie mamy delikatny problem z wykończeniem akcji. Obserwujemy to od kilku spotkań. Myślę jednak, że cierpliwość i praca jaką wykonujemy w efekcie zostanie nagrodzona. Cieszymy się z jednego punktu, mając delikatny niedosyt.

PB: Po środowym horrorze, teraz spotykacie się w szatni. Czy swoimi odczuciami dzielili się z Wami wielcy nieobecni – chociażby Josip Šoljić, Bartosz Jaroch czy Oliver Podhorín? Myślę, że mają po kilka siwych włosów więcej.

KT: Zgadza się, paznokcie obgryzione, bo każdy z nich żył tym meczem. Nie mogli z różnych powodów zagrać w tym spotkaniu, ale byli z nami i my to czuliśmy.

PB: Jak czujesz się po pierwszym na wiosnę meczu wyjazdowym. Po całej serii spotkań rozgrywanych przy ulicy Wyspiańskiego 22 w Rzeszowie teraz spora odmiana.

KT: To jest bardzo fajne i nawet potrzebne, że dostaliśmy taki odmienny bodziec. Inne miasto, inny obiekt – to wychodzi na dobre. Prócz tego moment wspólnie spędzonego czasu, co scala nas jeszcze mocniej.

Rozmawiał Paweł Bukała – rzecznik prasowy CWKS RESOVIA RZESZÓW S.A.